Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2010

smażone czerwone pomidory, czyli kachazet od kuchni :)

Obraz
Wielgachny tytuł mi się zrobił, ale tak jakoś wyszło. Dziś działałam kuchennie - nie znaczy to oczywiście, że druty poszły w odstawkę:) Ale na początek deszczowe fotki z ostatnich dni Wczoraj postanowiliśmy z Bratem,że zrobimy dziś obiad. Wybór padł na lasagne, która w naszym domu znika nad wyraz szybko. Najpierw sparzyłam pomidory, obrałam ze skórki i podsmażyłam z czosnkiem (ku wielkiemu niezadowoleniu Krysi, która jako jedyna z nas za nim nie przepada). Trafiły one potem do mięska i pieczarek - i na tym etapie nie wyglądało to dobrze, ale już pachniało nęcąco ;) Nie mam niestety zdjęcia całości - zdążyła zniknąć, zanim podjęłam decyzję o zrobieniu zdjęcia. Wiem natomiast, że muszę znaleźć sposób, by dolna warstwa makaronu się nie zeskorupiała...   Mam nadzieję, że następnym razem będę mogła pochwalić się czymś wydrutowanym. Tymczasem jeszcze literackie rozliczenie - podejrzanie u Fiuubździuu i Effci - 100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią. Wnioskuję, iż życie

w moim ogrodzie, gdzie czas leniwy

Obraz
Wczorajsze popołudnie było wyjątkowo ciche. Daleko nam do miejskiego zgiełku, ale i u nas ilość samochodów niekiedy zaskakuje. I wczoraj właśnie mieliśmy gościa, przybył chyba po to, by odpocząć w cieniu balkonu... Posiedział akurat tyle, że zdążyłam zrobić dwa zdjęcia :)Potem przyszedł czas na oleandry, pracowite pszczółki i maczki...      Zapisałam się na candy u  Ani , (można wygrać wełenkę lub coś z wełenki) i u  Iwony   (do zdobycia Merino Lace)             ********** tkaitka - u mnie to tylko tak wygląda, że różne rzeczy robię - tak naprawdę jestem zdecydowanie drutująca. Czasem coś mi się tam innego wydarzy,ale to czasem - chyba bardziej po to, by sprawdzić, czy potrafię  agato - Tatry w sezonie to rzeczywiście koszmar...zwłaszcza na łatwiejszych szlakach. Ale - ogromnie do nich ciągnie...                                             

coś tam się jednak dzieje...

Obraz
...choć wygląda na to, że nie. Mam lenia. Maksymalnego, nieposkromionego lenia wywołanego wakacjami i temperaturą w dniach ostatnich. Za druty z prawdziwą radością sięgnęłam dopiero wczoraj -ale o tym za chwilę :) Chcę Wam najpierw pokazać kilka zdjęć z Tatr, które odwiedziliśmy z Rożkiem, Gosią i Olivierem już prawie 2 tygodnie temu. Upały, które potem nastąpiły, skutecznie zniechęcały mnie do siadania przy laptopie i pisania. Popatrzcie, jak tam cudnie. Już nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy...marzą się nam z Rożkiem Czerwone Wierchy... Pokochałam te góry, dlatego cieszę się z każdej, nawet najkrótszej, wyprawy tam. Tydzień temu byłam na warsztatach filcowania na mokro. Znów było bardzo kolorowo, miło, radośnie. Takie spotkania pokazują, że osoby, które mają jakieś hobby są naprawdę otwarte, ciepłe, pełne radości życia. Udało mi się wtedy zrobić takiego kwiatka: Teraz zastanawiam się nad zrobieniem filcowanego bukietu na sobotni ślub znajomych - Rożek nie jest przekonany,

wakacje

Obraz
A ja zrobiłam czapkę :) Można przypuszczać,że zwariowałam - spokojnie, to stało się już jakiś czas temu ;) Czapka robiona w ramach prezentu dla Oliviera, który po raz pierwszy przyleciał do Polski, a którego ja zobaczę w piątek - także po raz pierwszy. Dziś w roli modela mój Brat. :D Wczoraj wypuściłam się do pasmanterii, wolę nie myśleć nawet, jak długo jej nie odwiedzałam. Ale nadrobiłam stracony czas:) Kupiłam sobie Yasemin z przeznaczeniem na  February Lady Sweater. Przepis na niego(przetłumaczony) znalazłam u Marty . Na tym jednak nie koniec. Dopadłam też Sonatę na abrazopodobny szal o nazwie Annis, który można znaleźć tutaj . Korci mnie jeszcze summit . O tłumaczenie pokusiła się Rene . Stwierdzam,że lubię dziurawe szaliki:) Jakiś czas temu miałam etap "clapotis". Robiłam jeden za drugim, aż wyczerpałam pociąg do tego szala. Pozostał mi natomiast początek któregoś z kolei clapotisa, który tradycyjnie siedzi w szafie. Myślę, że wrócę do niego niebawem, bo podoba się