Posty

Wyświetlanie postów z 2016

czytanie i dzierganie

Obraz
to chyba jakaś klęska urodzaju - jak nie piszę, to lata całe, a jak już zaczynam, to dwa posty od strzału ;) Wspomniałam o skończonym baktusie - oto i on. Leo początkowo walczył z nim zaciekle, ale już się do niego przyzwyczaił, a dodatkowo przed wyjściem na pole sprawdza, czy i my mamy swoje czapki i szaliki. na obrusie ślady działalności plastycznej pana Leona ;) łapkę można było przyszyć bardziej fachowo :/ Wzór: baktus Włoczka: Alize Baby Wool BD Druty: 3,5 mm KP Ostatnio wrzuciłam zdjęcie kindelka, a na nim "Sprawa Niny Frank" Katarzyny Bondy. Pierwszą Bondę kupiłam sobie mniej więcej rok temu, łudząc się, że małe dziecię pozwoli na czytanie czegoś więcej niż historii Auschwitz. Taaa... Niedawno, siedząc z Młodym na L4, pochłaniałam ją nocami. "Sprawa Niny Frank" to pierwsze spotkanie z profilerem policyjnym, Hubertem Meyerem, który zostaje wysłany przez swojego katowickiego komendanta policji do Mielnika nad Bugiem, aby pomógł ustalić m

urodziny i cała reszta

Obraz
Od ostatniego wpisu udało mi się zestarzeć. Nie jestem co prawda tym faktem przerażona (bo jednak spodziewałam się, że ten dzień nadejdzie ;) ), ale co roku w okolicach urodzin nachodzi mnie czas na refleksję. Co roku zastanawiam się, co mi się udało, które z planów zrealizowałam, co mogę lub powinnam zmienić. Ostatni rok prezentuje się nieźle:  po pierwsze : Pan Leon, który przewrócił moje/nasze życie do góry nogami i choć od jakiegoś czasu chodzę "lekko" niewyspana, to nie wyobrażam sobie bycia bez niego po drugie : mąż, który jeszcze ze mną wytrzymuje, choć pkt. 1 i pkt. 3 po trzecie : zdany (i to chyba całkiem nieźle) egzamin przewodnicki po czwarte : w końcu normalna umowa o pracę po piąte : ogromna radość, że ciągle mam cudownych przyjaciół :) Dzierganie idzie mi opornie. Brakuje albo czasu, albo najnormalniej sił. Jednak mimo permanentnego niedowszystkiego udało mi się skończyć synusiowy baktus. Dziergało się przyjemnie, większość powstała w autobusie

leaving cowl

Obraz
Troszkę trwało ukończeniu tego małego projektu. Syn, któremu jeszcze niedawno wystarczał do radości skaczący motek, teraz bardziej interesuje się migającymi drutami lub żyłką. W związku z tym czasu na dzierganie mama ma jak na lekarstwo.  Komin(ek) robiłam z myślą o jednej z moich koleżanek, ale ostatecznie trafił do drugiej, która akurat miała urodziny.  Zdjęcie mam tylko jedno, zrobione telefonem tuż przed wyjściem.  Wzór: Leaving cowl Włóczka: Liwia (1 motek) Druty: 4mm KP Dziękuję za komentarze pod ostatnim postem - sama się niekiedy zastanawiałam, skąd te dziwne zdania kierowane do mnie w czasie ciąży i po urodzeniu Leosia. Nie wiem, czy to kwestia ograniczonych horyzontów, czy też nadmiernego przywiązania do pewnych utartych schematów, zgodnie z którymi dziecko powinnam rodzić mając lat 20... Nie dbam o to.  Antonino - ja już mam pewność, że będę w szkole najstarszą mamą w klasie. :)

z rozmyślań przy śniadaniu

Wiem, wiem, że to tytuł jednej z płyt grupy Myslovitz. Niedawno Pimposhka opublikowała u siebie post "Kilka słów do przyszłych mam" klik! Część z Was pewnie go czytała, część nie - ale ja nie o nim. Przypomniałam sobie bowiem w czasie lektury tegoż, jak na moją ciążę i później już na "oswobodzonego" Potomka reagowali ludzie, którzy albo są w moim wieku, albo doskonale wiedzą, ile mam lat. Przez długi czas, kiedy ciążowy brzuszek zaczął już być widoczny i do momentu, kiedy Leo skończył chyba 3 miesiące, spotykałam się ze zdziwieniem, że ja w tym wieku... Po urodzeniu niejednokrotnie słyszałam pytania: "A to Twoje?". Komuś odpowiedziałam, że nie, że z wypożyczalni, bo chciałam zobaczyć, jak to jest... Ale wyobraźcie sobie miny wszystkich, kiedy 3 tygodnie po porodzie zdeklarowałam, że mogę rodzić kolejne! (deklarację podtrzymuję do tej pory, mimo że nie pamiętam, co to znaczy przespać noc, że syn od czasu gryzie, że czasem nie mam siły i że brakuje czasu n

to już prawie miesiąc

Obraz
Niecały miesiąc temu wróciłam do pracy. Oczywiście pierwszego dnia MUSIAŁAM zadzwonić do moich rodziców, ale później chyba mi się to nie zdarzyło. Leoś jest szczęśliwy - widzę to po tym, jak się zachowuje. Dobrze "dogaduje się" z prawie trzyletnią Oliwką. Moi rodzice mówią, że często bawią się razem, ale tego jakoś sobie nie umiem wyobrazić ;) choć byłam już świadkiem szalonych harców na łóżku dziadków.  Mnie jest intelektualnie znacznie lepiej. Brakowało mi jednak kontaktu z osobami dorosłymi, bodźców, które zmuszałyby mnie do rozwiązywania problemów innych niż to, dlaczego np. Leo nie chce kaszki z owocami leśnymi ;) Ale kłamałabym, gdybym powiedziała, że za nim nie tęsknię. Brakuje mi go i tyle. Dlatego, gdy wracam z pracy to jest czas na tulenie, noszenie, wspólną zabawę. Bardzo Wam dziękuję za komentarze pod ostatnim postem. Wiem, że brzmiałam w nim trochę tak, jakbym nie chciała przeciąć pępowiny ;) Ale spokojnie - nie mam zamiaru przywiązywać do siebie Leosia.

mama wraca do pracy

Od tygodnia jest mi cholernie ciężko. Bo - jak w temacie - wracam do pracy - już w najbliższy poniedziałek. A przecież tak niedawno mieliśmy "szybką akcję". Tak niedawno po raz pierwszy spojrzałam w te węgielki oczek. Tak niedawno maleńkie paluszki zacisnęły się na moim kciuku. A teraz kawaler ma skończone 7 miesięcy, wyraźnie pokazuje, co mu się podoba, a co nie, świetnie siedzi i coraz częściej wspina się po mnie (wszak mama to chyba najlepsza ścianka wspinaczkowa ever) lub po tacie i radosnym "E!" oznajmia, że już stoi ;) Wiem, wiem... przecież mogłam skorzystać z rocznego urlopu macierzyńskiego. Gdybym miała normalną umowę o pracę, to pewnie pisałabym te słowa gdzieś w sierpniu. Ale pracuję na zastępstwo, więc i tak mam szczęście, że mój pracodawca nie pożegnał się ze mną w dniu, gdy mu obwieściłam radosną nowinę. I teraz chyba moja kolej, by być fair. Leosiem będą na razie zajmować się moi Rodzice, którzy opiekują się już moją Siostrzenicą, prawie trzylatką.

Środowy - w końcu :)

Obraz
O drutach będzie niewiele... bo od listopada niewiele się na nich działo. Więcej będzie o książkach - tych czytanych dla przyjemności, bez trudnej historii Holokaustu. Przed Świętami skończyłam synową czapeczkę. Zdjęcie wyjątkowo na modelu, bo chyba był w szoku i dlatego nie zachowywał się jak znikający punkt ;) Zdjęcie niestety "podłogowe", bo Juniorek zaczął wtedy wykazywać zainteresowanie dywanem i tym, co można na nim robić. Dzierganie z Leosiem jest równoznaczne z kontrolą jakości - syn najpierw sprawdza motek, przeżuwając część włóczki, później zabiera się za to, co z drutów schodzi. Na razie nie dostałam upomnienia, więc chyba idzie nieźle ;)   A na drutach sweterek, który kiedyś zaistniał tu jako kołowiec... Doszłam jednak do wniosków dwóch: 1. nie chcę mieć tarczy strzelniczej na plecach, 2. to chyba jednak nie mój fason - cóż, gdzie jak gdzie, ale w kolejce po wzrost nie stałam. Zdecydowanie lepiej idzie mi nadrabianie książkowych zaległości.

Veni Vidi Vici

W ubiegłym roku ( i to w głębokim ubiegłym roku) pisałam Wam o egzaminie z historii Auschwitz, do którego się przygotowywałam. Egzamin jest trzyczęściowy - dwie już za mną :) Jako pierwszy pisaliśmy test, którego zdanie dawało prawo do przystąpienia do egzaminu ustnego. Na ustnym 53 zagadnienia...właściwie tematy-rzeka. Nie mogę powiedzieć, że to łatwy egzamin. I nie chodzi mi tu tylko o tematykę. I wydaje mi się, że sława wyprzedza komisję. A zwłaszcza jej przewodniczącego. Jednak, skoro byłam w stanie zdać ten egzamin, mając małego Ludka na podorędziu, to aż tak okropny nie jest. Wrócę jutro - bo od soboty odpoczywam. Czytam, dziergam i cieszę się czasem, który mogę dać moim Chłopakom :)