nierobótkowo, ale jestem i żyję :)
Właśnie się zorientowałam,że od mojego ostatniego popełnienia posta minęły prawie 2 miesiące. No, niech będzie że dwa, o te kilka dni nie będę się spierać. Wstyd mi - raz że nie piszę, a dwa że na drutach ciągle żółty sweterek, który już dawno miał być w użyciu.Nie chcę się jednak nad sobą użalać, bo właściwie nie mam powodu.
Od dwóch miesięcy pracuję w Muzeum Auschwitz. Nie jest to praca marzeń, ale cieszę się, że nie muszę siedzieć w domu i starać się jakoś organizować czas, żeby mnie nuda i monotonia nie zjadły. A w pracy na nudę narzekać nie mogę - codziennie do przyjęcia kilkaset grup, rozmowa nie tylko po polsku i angielsku, ale i zmaganie się z innymi językami. Ostatnio z przerażeniem stwierdziłam,że mówię po niemiecku (no, może "mówię" to lekka przesada, ale coś niecoś jestem w stanie z siebie wykrzesać). Zdarzają mi się i śmieszne sytuacje, ale to rzadkość. Przedwczoraj miałam kumulację - najpierw powiedziałam pilotowi grupy, którą kończyłam przyjmować "dzień dobry, może pan podejść do kasy", a później jakimś anglojęzycznym panom proponowałam,że mogą sobie kupić book shop (zamiast guide book). Jedni i drudzy się śmiali, a ja byłam czerwona ze wstydu.
Tęskni mi się czasem do szkoły, do dzieciaków, ich łapek, uśmiechów, nawet do sporów z nimi, ale nie wiem,czy gdyby mi ktoś zaproponował powrót do szkoły, czy szybko podjęłabym decyzję na tak. W polskiej szkole źle się dzieje i nie mam co do tego wątpliwości, jednak kiedy jakiś czas temu słuchałam w radiu o strajkach nauczycieli i uczniów w Hiszpanii, to zastanawiałam się, czy oni aby na pewno nie mówią o sytuacji polskiej szkoły. Szybko jednak stwierdziłam,że nie, bo przecież polscy nauczyciele nie znaleźliby w sobie odwagi, by strajkować (a przynajmniej tak mi się wydaje). No i jeszcze jedno - każdy kto mnie spotyka mówi mi,że wyglądam znacznie lepiej niż wtedy, gdy uczyłam w szkole, a to chyba mówi samo za siebie...
Co jeszcze? Ustaliliśmy z Rożkiem datę ślubu, przeżyliśmy kurs na męża i żonę :) Znajomi mówią Rożkowi,żeby korzystał z życia póki może, bo zostało mu 10 miesięcy wolności...Póki co podejrzewam,że sama zrobię zaproszenia, kusi mnie też wydzierganie bolerka, bo w kwietniu może się przydać. Ale to póki co, a teraz spadam pomachać jeszcze przez chwilę drutami, bo jutro do pracy, heh...
Od dwóch miesięcy pracuję w Muzeum Auschwitz. Nie jest to praca marzeń, ale cieszę się, że nie muszę siedzieć w domu i starać się jakoś organizować czas, żeby mnie nuda i monotonia nie zjadły. A w pracy na nudę narzekać nie mogę - codziennie do przyjęcia kilkaset grup, rozmowa nie tylko po polsku i angielsku, ale i zmaganie się z innymi językami. Ostatnio z przerażeniem stwierdziłam,że mówię po niemiecku (no, może "mówię" to lekka przesada, ale coś niecoś jestem w stanie z siebie wykrzesać). Zdarzają mi się i śmieszne sytuacje, ale to rzadkość. Przedwczoraj miałam kumulację - najpierw powiedziałam pilotowi grupy, którą kończyłam przyjmować "dzień dobry, może pan podejść do kasy", a później jakimś anglojęzycznym panom proponowałam,że mogą sobie kupić book shop (zamiast guide book). Jedni i drudzy się śmiali, a ja byłam czerwona ze wstydu.
Tęskni mi się czasem do szkoły, do dzieciaków, ich łapek, uśmiechów, nawet do sporów z nimi, ale nie wiem,czy gdyby mi ktoś zaproponował powrót do szkoły, czy szybko podjęłabym decyzję na tak. W polskiej szkole źle się dzieje i nie mam co do tego wątpliwości, jednak kiedy jakiś czas temu słuchałam w radiu o strajkach nauczycieli i uczniów w Hiszpanii, to zastanawiałam się, czy oni aby na pewno nie mówią o sytuacji polskiej szkoły. Szybko jednak stwierdziłam,że nie, bo przecież polscy nauczyciele nie znaleźliby w sobie odwagi, by strajkować (a przynajmniej tak mi się wydaje). No i jeszcze jedno - każdy kto mnie spotyka mówi mi,że wyglądam znacznie lepiej niż wtedy, gdy uczyłam w szkole, a to chyba mówi samo za siebie...
Co jeszcze? Ustaliliśmy z Rożkiem datę ślubu, przeżyliśmy kurs na męża i żonę :) Znajomi mówią Rożkowi,żeby korzystał z życia póki może, bo zostało mu 10 miesięcy wolności...Póki co podejrzewam,że sama zrobię zaproszenia, kusi mnie też wydzierganie bolerka, bo w kwietniu może się przydać. Ale to póki co, a teraz spadam pomachać jeszcze przez chwilę drutami, bo jutro do pracy, heh...
Hejo! :) fajnie, że się odezwałaś :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że sobie "dziergnij" bolerko na ślub! Albo chustę ;)
ustalenia daty gratuluję :) :) :)
OdpowiedzUsuńco do oświaty.......samam w oświacie.....po cichu liczę na to, ze rząd zmądrzeje
A jeśli Ci dobrze w pracy aktualnej, to nie martw się usterkami, zdarzają się najlepszym
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńI z ustalenia daty ślubu i nowej pracy :]
początki na nowym są zwykle trudne, ale do przejścia....tia szkoła ...ja przy końcu roku wyglądam jak zombi...
OdpowiedzUsuńSame dobre wieści :):) Ufff.... Kiedy się zobaczymy?
OdpowiedzUsuńHmmm ja mam niewątpliwe szczęście z Tobą pracować kochana;)) Nie często spotyka się tak pozytywne osoby jak ty, tak że głowa do góry, bo jesteś świetna w tym co robisz;))A co do zaproszeń, to podtrzymuję swoje zdanie, świetna sprawa;))
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do zabawy!! ;)
OdpowiedzUsuń