Zastanawiałam się ostatnio, co tak pozytywnie wpływa na tempo mojego dziergania. Podejrzewam,że są to dwa czynniki: pierwsze primo - to, że jestem od połowy lutego chicken house, czyli kura domowa (wiem, wiem chicken to kurczak, ale tak ktoś kiedyś powiedział i zostało w pamięci), a drugie primo - systematyczne spotkania robótkowe w Dyni . Dziewczyny machające drutami z prędkością odrzutowca (dobrze,że bez charakterystycznego dla niego dźwięku) motywują mnie do działania. I działam. Bo nie chciałabym na trzecim z kolei spotkaniu dziergać tego samego szala... Przedwczoraj skończyłam ginko, robione według tego wzoru znanego pewnie wszystkim. W związku z tym, że tymczasowo nie zarobkuję, sięgnęłam do szafy, która obdarzyła mnie motkami czerwonej Sonaty Aniluxu. Na chustę o większej ilości oczek niż oryginalny wzór zużyłam 2 motki. Chustką w pełnej krasie pozachwycałam się całe jedno popołudnie, a kolejnego dnia wysłałam ją do pewnej Kasi. Mam nadzieję, że dotrze do niej przed Świę...