zwykły dzień

Tego posta miałam napisać wczoraj, ale doszłam do wniosku,że nie wiadomo co mogłoby mi z niego wyjść. Rankiem nic nie zapowiadało takiego pasma sukcesów... Po południu wybrałam się moją ukochaną "Korsyką" do Oświęcimia. Po paru kilometrach usłyszałam zaskakujące "tir, tir", postanowiłam więc dyskretnie rozejrzeć się (oczywiście w miarę możliwości) po wnętrzu autka. I moim oczom ukazał się ON - pasikonik! Siedział sobie drań na wstecznym lusterku i machał do mnie czułkami. // pasikoniki to mój dziecięcy koszmar - właziły mi nocą do pokoju i budziły tym swoim cykaniem i skakaniem po podłodze //. Wyobraźcie więc sobie moją radość z tego spotkania! ;) Doszłam jednak do wniosku,że jeśli tylko będzie sobie siedział i cykał, to nic się nie dzieje - ważne, by nie zaczął się przemieszczać. Nie trzeba było długo czekać, by mój pasażer na gapę rozpoczął wędrówkę po szybie. W obawie o swoje życie zjechałam więc na pierwszy parking i wypuściłam gada. Wsiadłam do autka i ruszyłam w dalszą drogę, a chwilę później coś dobiło mi do szyi. Kiedy dotarłam na miejsce i wysiadłam z samochodu okazało się, że była to osa!
W drodze powrotnej wstąpiłam jeszcze do sklepu, by kupić zgrzewkę wody mineralnej. Wróciłam do domu, weszłam do piwnicy...i moim oczom ukazała się taka sama zgrzewka - zakupiona (jak się okazało) też przeze mnie jakiś czas temu, a przez lipcopadową pogodę zupełnie zapomniana.
Chwilę później wskoczyłam w dres i wyruszyłam z kijkami na wędrówkę po wsi. W pewnym momencie ujrzałam dość "zmęczonych" panów, którzy mnie też zauważyli. I usłyszałam płynące z ich strony bełkotliwe pytanie " Przepraszam panią bardzo, a jak się to nazywa?" . Grzecznie odpowiedziałam,że nordic walking i poszłam dalej. Dobiegło mnie jeszcze stwierdzenie jednego z nich "Ty patrz, ale ona zap....la" ....ehhh

Skończyłam bluzeczkę z sonaty, chyba nie wyglądam w niej już jak narzeczona wikinga. Zdjęć na razie nie ma. Jak ktoś mnie obfoci, to się pojawią.

Życzę Wam takiego słonka jak to, które właśnie zagląda do mnie przez okno :)

Komentarze

  1. Wesoły dzień wczoraj miałaś :) Ty masz pasikoniki, a ja pszczoły, osy i wszystkie takie żądlące. Boje sie panicznie i nie wiem czy wysiedziałabym tak spokojnie mając takie coś w pobliżu. Rozumiem, że to pożyteczne stworzenia, ale niech trzymają się ode mnie z daleka, brrrr
    Pozdrawiam i czekam na fotki bluzeczki

    OdpowiedzUsuń
  2. To i tak szczęśliwie przeżyłaś z tą osą. Moja córka tak irracjonalnie boi pszczół i os, że pewnie jako kierowca wylądowałaby na słupie. Kiedy koło niej fruwa coś takiego po prostu wpada w panikę.

    OdpowiedzUsuń
  3. masz szczęście że nie jesteś uczulona

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczęście mam przede wszystkim dlatego,że mnie ta osa nie dziabnęła! A spotkania ze słupem bałam się bardziej przez tego pasikonika...

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj osy to u mnie też są...Hania nawet zapoznała się bliżxej z jedną...na szczęście nie jest uczulona ufff

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak masz tylko jedno wyjście Pokochać te owady;)
    Fajnie ,że uprawiasz sport :)Wrzucaj fotki jak tylko będziesz mieć

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na fotki :) a z osa to dobrze,że tak się skończyło

    OdpowiedzUsuń
  8. W tym czasie, gdy jeszcze chodziłam na działkę u sąsiada, tego najbliższego, było gniazdo szerszeni...
    Mój wnuk dziś został użarty przez pszczołę - za uchem.
    Ale świerszcze lubię!

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas też osy latają, wygląda na to, że jakieś gniazdo jest w pobliżu, tfu, tfu. A ja się boję głównie ze względu na koty, które na takie latające brzękadła lubią sobie zapolować...

    OdpowiedzUsuń
  10. To ja czekam na tę bluzeczkę, a tym czasem zapraszam do mnie po wyróżnienie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Może da się reanimować!!!Chociaż nowy laptop .....:)?
    Ja za to nie miałam neta przez tydzień i mam takie zaległości internetowe :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze odwiedziny i ciepłe słowa - dodają skrzydeł :)

Popularne posty z tego bloga

czasem praca to nie tylko praca...

pierwsza chusta