coś tam się jednak dzieje...

...choć wygląda na to, że nie. Mam lenia. Maksymalnego, nieposkromionego lenia wywołanego wakacjami i temperaturą w dniach ostatnich. Za druty z prawdziwą radością sięgnęłam dopiero wczoraj -ale o tym za chwilę :)
Chcę Wam najpierw pokazać kilka zdjęć z Tatr, które odwiedziliśmy z Rożkiem, Gosią i Olivierem już prawie 2 tygodnie temu. Upały, które potem nastąpiły, skutecznie zniechęcały mnie do siadania przy laptopie i pisania. Popatrzcie, jak tam cudnie. Już nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy...marzą się nam z Rożkiem Czerwone Wierchy...

Pokochałam te góry, dlatego cieszę się z każdej, nawet najkrótszej, wyprawy tam.


Tydzień temu byłam na warsztatach filcowania na mokro. Znów było bardzo kolorowo, miło, radośnie. Takie spotkania pokazują, że osoby, które mają jakieś hobby są naprawdę otwarte, ciepłe, pełne radości życia. Udało mi się wtedy zrobić takiego kwiatka:
Teraz zastanawiam się nad zrobieniem filcowanego bukietu na sobotni ślub znajomych - Rożek nie jest przekonany, czy to doby pomysł (boi się, że moja praca może nie być doceniona). A co Wy o tym myślicie?
Popełniłam też dwie ślubne kartki - póki co, bo z powodu małego zaplecza "przydasiowego" mam ograniczone możliwości. 
I wreszcie czas na druty - pamiętacie, jakiś czas temu ukończyłam shalom, nazwany żabką. Wydawał mi się nieco za szeroki, ale zaklinałam się wtedy, że pruć nie będę. Moja natura wzięła jednak górę i żabki już nie ma... Zostały z niej dwie (sporych rozmiarów) kulki. Dzieła zniszczenia dokonałam wczoraj, jak oderwałam się na chwilę od "Władcy much" Williama Goldinga. Z czasów liceum pamiętam film, postanowiłam wreszcie przeczytać książkę. Żabka II wygląda tak - nie jest to imponujące, ale rośnie, naprawdę :)

Pozdrawiam baardzo ciepło Agnieszkę, która w sobotę udzieliła mi reprymendy, że rzadko piszę. Obiecuję poprawę:)

Komentarze

  1. Tatry... jak dawno mnie tam nie było! ale w sezonie to w życiu już się nie wybiorę w ten tłum :)
    Osobiście myślę, że bukiet z własnej roboty kwiatków, które nie padną po kilku godzinach, to świetny pomysł!
    mam nadzieję, że obietnicy dotrzymasz i będziesz pojawiać się częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie byłam własną nogą w Tatrach.Jechałam przez Tatry pociągiem (Drezno-Budapeszt), to się trochę na majestat gór napatrzyłam, a było na co. Mogę Ci tylko pozazdrościć.
    Co do kwiatów - to pewnie ile osób - tyle zdań. Ja jestem przeciwna.Uważam,,że to za duża impreza na sztuczne kwiaty, choćby naj-najpiękniejsze. Co innego kameralne imieniny, jakaś mała rocznica itp.
    Kartki są piękne w swojej skromności.
    Na żabkę w całej okazałości poczekam.
    I jeszcze dodam, że pooglądałam Twego bloga "do dna" (co nie jest równoznaczne z "przeczytałam"), i znalazłam u Ciebie dużo pięknych i różnorodnych prac.A ja to tylko te druty, i druty, i znowu druty - druty do zanudzenia na śmierć...:)))) Pozdrawiam najserdeczniej!

    OdpowiedzUsuń
  3. wnioskuję iż w podobnym czasie byłyśmy w Tatrach, tuż przed tymi wielkimi upałami.Kochm te góreczki Ja miałam okazję być na Czerwonych Wierchach - co za widoki !!! polecam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam w tych samych miejscach ale tydzień temu :-) I też ide na Czerwone, uwielbiam je, jak pójdziesz tam raz, to będziesz chodzić co rok :-) Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze odwiedziny i ciepłe słowa - dodają skrzydeł :)

Popularne posty z tego bloga

czasem praca to nie tylko praca...

pierwsza chusta