zima

Wiem, wiem...jest u nas już od jakiegoś czasu, jednak do tej pory nie miałam okazji, by skorzystać z jej uroków.Dziś wybraliśmy się z P. na "babcyną górkę", by poszaleć na sankach. I...miałam pietra - zwłaszcza, jak zobaczyłam dzieciaki, które szalały tam na "sprzęcie" różnistym :) Na szczęście znalazłam w sobie dość odwagi, by dosiąść sanek, udało mi się też przypomnieć, jak czuje się człowiek w bezpośrednim kontakcie ze śniegiem, zwłaszcza, jak pada na twarz :) Zaliczyłam też czołówkę z drzewem oraz upadek na pośladek lewy - siniak murowany...
I po tych sukcesach zastanawiam się, czy się nie zgłosić do naszej saneczkarskiej reprezentacji na najbliższe Igrzyska :)

Robótkowo walczę z rękawkami do Mrs Darcy, zostało już niewiele, a mnie znów brakuje zapału. Niestety rękawy to nie jest to, co tygryski lubią robić najbardziej :( W dodatku rękawki muszą być dość długie, bo jakoś tak wyszło, że ręce mam etiopskie i znacznej długości. Moja mama nie przyjmuje na nie reklamacji, a szkoda, bo wolałabym nieco krótsze :) 

Komentarze

  1. Dziękuję za wizytę . A powaga nauczycielska i dostojeństwo przynależne jak sie miały lądując nosem w sniegu ;). Nie ukrywam , ze tez mi sie zdarza podebrać dziecięciu spod pupy i hejjja na dol .

    OdpowiedzUsuń
  2. "...czołówkę z drzewem..."? Cała Pani Kasia!

    OdpowiedzUsuń
  3. saneczki moje są czasem asterowne :)toteż kończy się tak, a nie inaczej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze odwiedziny i ciepłe słowa - dodają skrzydeł :)

Popularne posty z tego bloga

czasem praca to nie tylko praca...

give me some colour

aaach, co to był za śluub...